piszemy o katowicach. jeśli tu mieszkasz lub bywasz, nie czytając nas popełniasz błąd.

Sobotni Bonobo w Szybie Wilson



Zachęcałem tutaj do wydania kilku złotych na dj-set Bonobo, który pierwotnie odbyć się miał w kinie Capitol. Mówiąc szczerze, właśnie ta miejscówka była dla mnie największym atutem całej imprezy – także, w momencie gdy organizator zmienił Capitol na Szyb Wilson, nieco się wkurwiłem. Chciałem tego Capitolu, poza tym centrum miasta to centrum miasta. Zwłaszcza kiedy zima nie odpuszcza, i głównie po zmroku, temperatura spada poniżej zera. Tak czy inaczej stało się, Bonobo wystąpił na Nikiszu i chyba obyło się bez większych wtop.

Organizacja, muszę powiedzieć, na wysokim poziomie. Aż się oczy przecierało, że jesteśmy w Polsce. Mimo, że koncert wyautowali na zadupie, Tauron zorganizował darmowe dojazdy miejskimi busami. Ścisk był, oczywiście, ale czepiać się nie będę. Zwłaszcza, że kierowcy byli milsi niż zwykle – czekali na ludzi i nawet się zatrzymywali w miejscach gdzie nie ma przystanków, jeśli ktoś zakomunikował, że chce się zabrać. No po prostu, ja pierdolę, Ameryka.

Sam Szyb, jak to Szyb, duży i zimny. Z punktu widzenia przygotowania do imprezy, dał radę. Nie, sorry, było naprawdę dobrze. Na polskich koncertach lepiej przemycić pół litra wódki w nogawce, niż czekać 45 minut w kolejce po piwo – bo, oczywiście, nikt nie zauważy, że dwie dziewczyny myślące o niebieskich migdałach i nowych sznurówkach, nie są w stanie obsłużyć sprawnie kilkuset ludzi. Owszem, uciemiężeni Murzyni londyńskich fast-foodów, którym daje się wypłatę od sprzedanych hamburgerów – TAK; polskie studentki dorabiające za barem – NIE. I wygląda na to, że ktoś tam z Taurona to skumał i stanowisk było chyba ponad 10, a po piwo najdłużej czekałem jakieś 45 sekund. Podobnie szatnia – duża i sprawnie obsługiwana. Nikt nie wpadł na pomysł, żeby kurtki oddawać do okienka gdzie siedzi pan Tadzik, który może by zapierdalał z robotą gdyby nie fakt, że ma 63 lata albo protezę biodra. Albo to i to. Nikt nie wpadł – i za to należy się jakieś harcerskie odznaczenie, bo w Polsce to prawdziwa rzadkość.

Do końca różowo nie było – toaletą było kilka TOI-TOIi ustawionych na dworze. Ja rozumiem, że tam są wokół same familoki, ale dziękuję, nie bawi mnie wychodzenie z domu, żeby skorzystać z ubikacji. To może byłby dobry pomysł gdyby nie, znów, ta zima. Żeby było jasne – nie zarzucam tego organizatorom, pewnie i tak było to najlepsze wyjście z możliwych. Ale warto o tym pomyśleć na przyszłość.

Jak o same koncerty chodzi, to może o supportach się nie wypowiem. Po prostu nagłośnienie było tak słabe, że nie było czego słuchać. A sam Bonobo? Był ok. Był dobry. Ostatnio jak go widziałem, do gustu bardziej przypadła mi setlista – ale i tak, warto było się pojawić. Zresztą sam Simon się starał, ale warunki mu nie pomagały. W klubowym klimacie Capitolu ten występ byłby o niebo lepszy. Nieco duszna i powolna muzyka Bonobo rozlewała się po ogromnej przestrzeni Szybu, i wiele traciła. Że tak powiem – bas nie rozdupcał serca. Gubił się gdzieś. Także cudów nie było – było przyzwoicie.

Mimo przytłaczającej hali i srogiego zimna, całe wydarzenie można uznać za udane. Na wysokim poziomie. Tauron trzyma fason, napawa dumą. Miejmy nadzieję, że letnie powietrze im pomoże i edycja wakacyjna będzie znakomita.

2 Komentarze

  1. ja pierdolę, Ameryka – faktycznie, było pozytywne zaskoczenie :) ale nie zgodzę się, że bas się gubił! Ja go chłonęłam całą sobą! No ale dobra byłam przy barierce, to może dlatego i tam dalej może gdzieś się gubił… szkoda wobec tego, że nie starczyło mocy dla wszystkich

    6 marca, 2011 o 11:21 pm

  2. Pingback: Koncerty w Kato #9 « KATOWICE tu i teraz

Dodaj komentarz